Czy pomijając nasze stowarzyszeniowe szefostwo ktoś już to czytał ? W każdym razie jest to na pewno książka która przeczytać by należało aby wyrobić sobie obiektywne ( choć co prawda mamy tutaj dość stronniczy opis przedstawiony przez dwóch "tetryków- pogrobowców wielkiej rzeszy" ) pojęcie o obronie Wrocławia (Breslau ).
Jak w tej książce zostały opisane poszczególne aspekty obrony miasta oraz jak ona opisuje obu a dokładnie wszystkich trzech komendantów?
- Zacznijmy od Krausego: - Krążyły kiedyś jakieś plotki że z tej grupy facetów o "niesławnej pamięci" był on najbardziej w porządku, bo o obronie twierdzy myślał tylko w formie "na pokaz" (coś jak gen von Choltitz lub jakoś tak który bronił Scherburga - jakoś tak się to pisze, położonego w północnej Francji w czasie inwazji w 1944 roku). Jeżeli to faktycznie prawda to mając do dyspozycji takie mizerne środki obrony jak przedstawione w książce, można by w tę plotkę uwierzyć.
Skoro ma się jednak nad sobą takiego "anioła stróża" jak Hanke ( prymityw i karierowicz, były czeladnik murarski jak wzmiankuje go Speer w swoich wspomnieniach choć w jego tj. Hankego biografii pisze że był on inżynierem od jak byśmy powiedzieli dzisiaj "obróbki skrawania" ) ze swoim super nadajnikiem do prywatnej łączności z reichsleiterem NSDAP Bormanem, oraz SS-Schörnera wraz z całą 11 Armia na swoich już zamkniętych przez armię radziecką tyłach. Trudno by było wtedy wprowadzić ( obrona na pokaz ) taki zamiar w czyn.
- von Ahlfen: - Ksiądz Paul Peikert napisał o nim że był on w pewnym sensie "ludzki", jako że w swoich odezwach twierdził że wszyscy dezerterzy, maruderzy i wszyscy inni podobni będą "ukarani" (dosłownie tak pisało).
Przecież to logiczne każda machina sądów polowych ze tego typu przypadki karała tylko w jeden sposób, żadna żandarmeria oraz każdy wojskowy wymiar sprawiedliwości w tamtym okresie pod tym względem się nie różnił (nawet słynna amerykańska MP ) można by powiedzieć "darujmy sobie proszę księdza tego typu "austriackie gadanie".
Ten facet jest jak widać "von" czyli szlachcic lub arystokrata, dlatego tego typu "konwenanse" zachował ze swojego wychowania jeszcze za "Wilhelma". A wewnętrzny bunt pana generała w sprawie wyburzenia dużej części miasta po drugiej stronie mostu Grunwaldzkiego ( Kaiserbrücke ) i utworzenia tam lotniska, też bym włączył między bajki. Los cywilnej ludności miasta niezbyt go jak widać interesował ( co dość wiernie i w zgodzie z faktami opisał ksiądz Peikert ).
Swoją droga ciekawe czy pan Igor Przegrodzki który odtwarzał postać pana generała w spektaklu teatru telewizji (jeszcze za komuny- rok 1970,
http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/524617) "Rzecz o zagładzie miasta", na podstawie książki o tym samym tytule ( autor - Wiesław Wodecki ) miał okazję przestudiować dane o tej odtwarzanej przez siebie postaci.
- Niehoff: - Przynajmniej ten się nie bawił w jakieś tam "owijania w bawełnę". Na ogłoszeniach było faktycznie "... będą rozstrzelani...". Co do budowy lotniska wewnętrznego nie miał już żadnych skrupułów oczywiście wiadomo że kosztem ludności cywilnej.
Można by się tu zapytać " co właściwie obchodziła komendanta miasta ludność cywilna, od takich rzeczy są władze cywilne miasta i one powinny się o to troszczyć a nawet naciskać na władze wojskowe oby potrzeby cywili mieli też na uwadze".
Nie miał też obiekcji aby pozbawić Hankego tej jego super łączności z władzą nadrzędną, można by powiedzieć ze przynajmniej to zrobił dobrze. Wszyscy wiemy jaka niekiedy szkodę potrafią wyrządzić różni "politrukowie", choć co prawda jest to fikcja literacka lecz wystarczy przeczytać "Polowanie na Czerwony Październik". Żandarm z urodzenia czy karierowicz na zasadzie "cel uświęca środki" był z pana generała czy jak?
Mamy tu też pewną ciekawa sytuację, generał jest przecież świetnym organizatorem. Jego walczący żołnierze maja czas na wypoczynek, zorganizowano dla nich specjalnie dostawy wody mineralnej, piwa, papierosów ( żyć- nie umierać i walczyć z hasłem " za führera, ojczyznę i generała"). Do pełnego komfortu walki brakuje tylko knajpy z wyszynkim na "miejscu i na wynos" oraz przyzwoitego "polowego-przybytku rozkoszy"( coś jak francuski BMC czyli "Bordelle Militerre de Companiie), pomijając już ten na Schweidnitzerstrasse ( miejscu obecnej sceny kameralnej teatru Polskiego ). Skrajna niewdzięczność ze strony żołnierzy że mimo takiego poświęcenia przełożonego najwyższego ( w mieście ) szczebla odmawiali walki.
Pan Zbigniew Lesień w tym samym spektaklu prezentujący pana generała ( świetnego dowódcy
- przecież ) powinien być dumny z takiej roli.
Inne rozdziały są też ciekawe, np "Straż pożarna" - tutaj jest trochę niezłej fantazji, przecież straż pożarna praktycznie nie miała możliwości gasić pożarów w mieście. Co można wywnioskować z pamiętników księdza Peikerta, opisał on przecież że miasto było świadomie podpalane przez własnych żołnierzy oraz funkcjonariuszy partii. Jedynie w co można uwierzyć to że straż miała na "widoku" wszelkie "budynki użyteczności publicznej i państwowej".
"Kanalizacja" - jest to jak widać rozdział bardzo dla nas istotny, prezentuje on jak wykorzystano siec kanałów do obrony oraz daje pogląd skąd wziął się we Wrocławiu mit o "podziemnym mieście".
"Struktura i obsada pozycji" - rozdział również istotny przedstawia on jednostki biorące udział w walkach z niemieckiej strony. Daje to pewien pogląd jeżeli chodziło by o dotarcie do różnych źródeł i wyjaśnienie niektórych zagadek dotyczących obrony miasta.
Pozostałe rozdziały ( FAMO, Kompania techniczna, itd ) też wnoszą dużo w sprawę wyrobienia sobie pojęcia co do obrony Festung Breslau, lecz jak już powiedziałem nie uważam tj książki za jedyna aby taka wiedzę posiąść. Trzeba szukać we wszystkich publikacjach jakie się tylko dostanie do ręki, nawet tych gloryfikujących armie radziecka podczas "wyzwalania" miasta. Dużo też wnoszą do zrozumienia stanowiska i wyrobienia sobie własnego zdania zamieszczone w książce mapy oraz zdjęcia
Bliżej o niej: Hans von Ahlfen, Hermann Niehoff - "Festung Breslau w ogniu"
Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008
przełożyła - Agata Janiszewska
opracował i wstępem opatrzył - Tomasz Głowiński
A oto okładka.